Od paru dni jesteśmy świadkami wzmożonej dyskusji (głównie w internecie – sic!) na temat założeń prezydenckiego projektu ustawy, tzw. „krajobrazowej”. Projekt pochodzi jeszcze z lata 2013 roku. Jest aktualnie procedowany w Sejmie i czeka już na poprawki Senatu po 3. czytaniu i głosowaniu 20.03.2015. Jednak namnożyło się wokół niego kontrowersji. Założenia, według których miał on regulować i uporządkować przestrzeń publiczną, w tym krajobraz miast, są dla wielu osób niewystarczające. Aktywiści promiejscy postanowili podjąć walkę o zapisy nt. billboardów, szyldów i płacht reklamowych.
Projekt ustawy wprowadza między innymi pojęcie krajobrazu priorytetowego i nadaje samorządowi kompetencję do tego, by rozsądzać o normach wielkości budynków, ich kształcie jak i w niektórych przypadkach także materiałach (co ma znaczenie w przypadku otoczenia zabytków). Porusza też kwestię reklam w przestrzeni publicznej.
Bo w tym cały jest ambaras…
W tym miejscu powstaje zamieszanie, o którym w telewizji raczej nie słychać było za wiele, w gazetach nie spotkałem się z opisaniem problemu. Nie zdziwiłbym się, jeżeli któraś z bliższych życiu miejskiemu gazet opisała by problem; prasie powinno zależeć na nagłaśnianiu sprawy. W każdym razie w internecie wre. Tuż przed świętami powstała strona posprzatajmyreklamy.pl. Twórcy serwisu nawołują do napisania listu do swojego senatora, w którym domagają się właściwie jednej rzeczy: – podwyższenia kar za nielegalne umieszczenie reklamy na budynku. Projekt ustawy wprowadza grzywnę w wysokości 5000 złotych, która jest jednorazowa. Według twórców akcji protestacyjnej kara powinna być proporcjonalna do wpływów pieniężnych z nośnika i do jego wielkości.
Podejmowana jest również kwestia znaczeniowa pojęcia szyld, które zostało poszerzone. Projekt ustawy o „zmianie niektórych ustaw w związku ze wzmocnieniem narzędzi ochrony krajobrazu”, wprowadza wolną definicję szyldu, stosując w odniesieniu do niego ogólny termin z ustawy: „tablica reklamowa”. Ustawa nie określa jego wielkości i parametrów technicznych. Stąd postulat protestujących o uszczegółowienie tego przepisu.
…aby dwoje chciało na raz
Według stanu z dnia dzisiejszego [07.04.2015], swój list poprzez posprzatajmyreklamy.pl wysłało już 9236 osób. Analogiczne wydarzenie na facebooku zgromadziło ponad 15 000 osób, w tym 17 moich znajomych. Akcja nieco przycichła ze względu na czas Świąt Wielkanocnych, ale nie należy się spodziewać, że walka o wspomniane zapisy się zakończy, a wytoczone działa zostaną wycofane. Choć najpewniej cały projekt spali na panewce. Jesienią 2013 roku odbył się już podobny protest a propos billboardu telewizji MTV Polska, reklamującego jeden z reality show „Warsaw Shore”, prezentowany w niedziele po godzinie 23:00. Użytkownicy Facebooka oprotestowali pojawienie się wizerunków jego uczestników na DH Smyk. Mimo szumnych zapowiedzi o zakazie, generalny konserwator zabytków ma związane ręce ws. reklam na tym zabytkowym budynku.
Według nas, reklama, której powierzchnia osiąga kilkaset lub ponad tysiąc metrów kwadratowych jest rzeczywistą ingerencją w krajobraz, życie i świadomość mieszkańców miast. O ile billboardy o standardowym wymiarze 6 * 3 m i przydrożne 4 * 9 m są optymalne, o tyle półnagi Justin Bieber wraz z półnagą dziewczyną, którzy zawiśli tuż przed świętami na budynku za Rotundą, przy al. Jerozolimskich 44 w Warszawie, są już przykładem przesady. Uczestnicy akcji protestacyjnej prezentują i podpisują się pod konkretnymi rozwiązaniami oraz zestawem poprawek do projektu sejmowego dla senatorów, a to się powinno chwalić i na pewno rozpatrzeć. Zwłaszcza, że na Zachodzie ochrona krajobrazu centrów miast już funkcjonuje i jest normą od dawna.
Ignacy Kołaczyński